Wróć

10 września 2020

Irena Santor- Podjęła decyzję! Kończy występy na estradzie!

Jeszcze wyrusza w trasę wypełniając wcześniej podpisane zobowiązania związane z jej jubileuszową trasą. Ale potem chce definitywnie zakończyć karierę. Czuje się zmęczona i chciałby wreszcie nacieszyć się zwyczajnym życiem.

Irena Santor już kiedyś, kiedy wygrała walkę z ciężką chorobą zapowiedziała, że kończy występy na estradzie. Ale potem jednak za nią zatęskniła i wróciła do nas. Miejmy nadzieję, że teraz również nie jest to jej ostatnie słowo i da się jeszcze namówić na okazjonalny występ. Ale czas narodowej kwarantanny był dla niej owocny w przemyślenia. Spędziła go u przyjaciół na wsi pod Warszawą i pierwszy raz od wielu, wielu lat zauważyła na przykład budzącą się wiosnę. Życie w biegu , w pociągach, samolotach, zależne od napiętego kalendarza- nie dawało jej szansy na delektowanie się codziennością. Teraz chce to zmienić.

Wyśpiewała w życiu wiele nagród...

Wyznała przyjaciołom, że jest zmęczona, a przecież od dawna jest na emeryturze. Doskonała forma pozwoliłaby jej pewnie pracować jeszcze wiele lat, ale to zrozumiałe ,że kiedyś przychodzi czas na inne sprawy. Pani Irena chce mieć go teraz dla siebie, bo choć zaznała od losu wiele dobrego, jej życie nie było łatwe. Zanim Irena Wiśniewska została sławną piosenkarką Ireną Santor, była, jak mawiała „hożym dziewczęciem z polskiej wsi”, choć na wsi tylko urodziła się , a wychowała w Solcu Kujawskim, a później w Polanicy Zdroju, znanym uzdrowisku. Miała pięć lat, gdy umarł jej tata, wkrótce potem odeszła mama. -Szczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiałam na ludzi, którzy mi wtedy pomogli. - wspomina piosenkarka. 16-letnia Irenka w jedynej szkole zawodowej, jaka była w Polanicy , uczyła się … szlifowania kryształów , gdy przez przypadek znany dyrygent Zdzisław Górzyński wysłuchał jej głosu i zachwycony dał list polecający do twórcy „Mazowsza”, Tadeusza Sygietyńskiego. Trudno byłoby zliczyć bukiety, które wciąż dostaje.

Przez następne osiem lat była solistką tego zespołu, ale od początku wyróżniała się z tłumu. Gdy zaśpiewała „Ej , przeleciał ptaszek”, było wiadomo, że ten głos nie pozostanie anonimowy. - W „Mazowszu”, otaczali nas przedwojenni inteligenci, ważni w kulturze, wykształceni. Inna klasa ludzi. Myśmy tym nasiąkali. To, że ich wszystkich spotkałam, mnie, sierocie, pomogło w życiu- opowiadała. Pani Irena , mimo koncertów na całym świecie , zdała maturę i uzyskała świadectwo ukończenia średniej szkoły muzycznej. – W Karolinie mieliśmy własne liceum ogólnokształcące , przyjeżdżali do nas z koncertami wielcy artyści, my jeździliśmy na spektakle do warszawskich teatrów – wspominała. W orkiestrze „Mazowsza „ występował też gościnnie wybitny skrzypek, Stanisław Santor, koncertmistrz Orkiestry Polskiego Radia i Telewizji pod dyrekcją Stefana Rachonia. Był wielką miłością pani Ireny. Po rozwodzie nie tylko została przy jego nazwisku, ale opiekowała się nim , aż do jego ostatnich dni. Choć była już przecież w innym związku…… Zawsze podkreśla , że wpływ pierwszego męża na jej muzyczną edukację był nie do przecenienia. –Codziennie mogłam przysłuchiwać się jego grze na skrzypcach. Dlaczego ćwiczy tak, dlaczego próbuje inaczej. Po prostu nauczył mnie słyszeć muzykę, rozróżniać ją. To właśnie były moje muzyczne uniwersytety. Stanisław miał wielki wpływ na rozwój mojego umuzykalnienia, gustu muzycznego- wspomina. Kocha ją publiczność oraz inni artysci. Tu z Ewą Wiśniewską.

Miała 24 lata, była mężatką i uznała , że jest zbyt dorosła, by nadal śpiewać w „ Mazowszu”. Chciała też być z mężem w Warszawie, prowadzić prawdziwy dom. Stanisław Santor przez jakiś czas był też skrzypkiem Filharmonii Narodowej. – Miał jednak wielką tremę. To wynik przeżyć wojennych, m.in. pracy w kamieniołomach, gdzie uszkodzono mu rękę. Wszystko razem sprawiało, że psychicznie nie wytrzymywał napięcia w kontakcie z publicznością. Dlatego wolał nagrywać do radia- opowiadała pani Irena . Po przyjeździe do stolicy artystka nagrywała przebój za przebojem: „Maleńki znak”, „Walc Embarras”, „ Tych lat nie odda nikt „ Małe mieszkanko na Mariensztacie” i wiele, wiele innych. W 1968 roku zagrała główną rolę w filmie „Przygoda z piosenką”. Wraz z jej oszałamiającą karierą piosenkarki przyszły festiwale, koncerty, wojaże po świecie- tysiące kilometrów i godzin w podróży, na estradach, w hotelowych pokojach.- Jestem szczęśliwym człowiekiem, bo zawsze mogłam robić to, co lubię- podkreślała . Niestety, w jej życiu osobistym nie wszystko ułożyło się tak pięknie jak w zawodowym. Wojna i szczególna wrażliwość jej męża sprawiły, że ucieczki od życia codziennego szukał w alkoholu. – Lata przeżyte z moim mężem to najwspanialsze chwile i nie zamieniłabym ich na inne. Ciekawe, choć niełatwe….. Rozwiedliśmy się po 19 latach, ale aż do końca jego życia byliśmy w wielkiej przyjaźni. Bardzo cenię każdą przyjaźń, bo miłość może się skończyć . Ale miłość , która przekształca się w przyjaźń, ma dla mnie ogromną wartość i tego właśnie doznałam- tłumaczyła. Przeżyła wielkie miłości. Tu ze Zbigniewem Korpolewskim, z którym spędziła szczęśliwe czterdzieści lat.

Mimo, że związała się ze Zbigniewem Korpolewskim, z wykształcenia prawnikiem, lecz z wyboru artystą, dyrektorem teatru Syrena, reżyserem wielu przedstawień - z pierwszym mężem utrzymywała niemal codzienny kontakt, pomagała mu. Zbigniew Korpolewski, czasem czuł igiełkę zazdrości o to oddanie dla innego mężczyzny, choć przecież wiedział, że to wrodzone poczucie przyzwoitości i obowiązku nie pozwalało artystce bliskiego kiedyś człowieka zostawić w potrzebie . Kiedy Stanisław Santor poważnie zachorował , pani Irena czuwała przy jego łóżku aż do chwili jego śmierci w 1997 roku. Po okresie żałoby wróciła odmieniona w kreacji Doroty Goldpoint (od lewej) i zachwyciła publiczność na branżowej gali.

Ze Zbigniewem Korpolewskim byli parą ponad czterdzieści lat. Jak mówi piosenkarka , otoczył ją opieką „czułą, spokojną i rzetelną”. Zwłaszcza , gdy w 2000 r. wykryto u wokalistki nowotwór piersi. Dwa lata temu , gdy pan Zbigniew po długiej walce z chorobą odszedł na zawsze, Irena Santor podupadła i na duchu, i na zdrowiu. Ale podniosła się. Praca bardzo jej w tym pomogła. Jednak dziś chce wreszcie uwolnić się od obowiązków, nigdzie się nie spieszyć , mieć czas dla przyjaciół. -Mnie wystarczy samo istnienie. Chcę być , oddychać, cieszyć się. Człowiek nie zdaje sobie na co dzień sprawy, co jest mu dane – przekonuje. Ale ma dosyć jupiterów, chce nacieszyć się jeszcze zwyczajnym życiem.

Zobacz również

Wszystkie gorące tematy zebrane w jednym miejscu