Wróć

28 stycznia 2021

Franciszek Pieczka- Kilka dni temu skończył 93 lata, ale nie myśli o emeryturze!

Franciszek Pieczka wbrew swojej metryce jest w doskonałej formie i zdrowiu. Ubolewa jedynie, że pandemia pokrzyżowała mu zawodowe plany i zamknęła w domu. Niecierpliwie czeka na swój termin szczepienia, by móc wrócić do pracy. Ze względu ma wiek musiał być ostrożny i z bólem serca odrzucił kilka propozycji.

Franciszek Pieczka z wnukiem Tomaszem.

Franciszek Pieczka z wnukiem Tomaszem.

Wydawało się, że po zakończeniu uwielbianego przez widzów „Rancza”, gdzie przez dziesięć sezonów grał Stacha Japycza, będzie marzył tylko o odpoczynku. Nie byłoby w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę, że 18 stycznia skończył 93 lata i miałby prawo poczuć się już zmęczony pracą. Ale nic bardziej mylnego. Aktor, który na mały ekran wrócił po 30 latach, był zawiedziony, że nie będzie kolejnych sezonów. - Trochę mi żal, że życie biegnie tak szybko. Mam jeszcze wiele planów, choć włos siwy, to dusza wciąż młoda. Starzenie się i śmierć są nieuchronne. Wokół mnie kule świszczą coraz bardziej. Trzeba uchylać głowę, żeby akurat nie trafiła. Do tej pory mi się udawało, ale jak nie będę miał odruchu, to i mnie pacnie – mówi z właściwym sobie poczuciem humoru.

W serialu "Ranczo" przez dziesięć lat zachwycał widzów swoją grą. Na zdj.od lewej u boku filmowej żony, Marty Lipińskiej.

Pytany skąd bierze siły do ciągłej aktywności stwierdza, że sił ma coraz mniej, ale do pracy motywują go…. wnuki. -Chciałbym poprzez dobór filmów, w których biorę udział coś ważnego im przekazać o sobie i o świecie. Praca jest dla mnie wciąż istotna i trzyma mnie w dobrej kondycji. Mam nadzieję, że los pozwoli mi jeszcze przez jakiś czas kontaktować się z widzami przez ten szklany ekran czy też kinowe płótno-wyznał. A to oznacza, że wcale nie wybiera się na emeryturę.

Na premierze swego ostatniego filmu "Syn królowej śniegu" 2018 rok.. Z Ewą Szykulską i Beatą Fido.

Kino uwiodło go wcześnie.W świecie, w którym urodził się, "kumediantów" nie traktowano poważnie. Franek, najmłodszy z sześciorga rodzeństwa piechotą szedł dziesięć kilometrów, na czeską stronę, żeby zobaczyć "Znachora" z Junoszą-Stępowskim, choć wiedział, że za to- dostanie tęgie lanie. Ojciec pasem próbował mu wytłumaczyć, że kino to "świństwo i bezbożność". - Na Śląsku ludzie twardo stąpali po ziemi. Tam szło się do kopalni z ojca na syna. I mój ojciec także widział mnie w tym fachu. A ja? Tuż po wojnie jakiś czas z kumplami zajmowałem się przemytem. Kąpaliśmy się w Olzie i wymienialiśmy towar. Z Czechosłowacji szły do nas buty, a Czesi brali od nas słoninę, alkohol i mięso. Ale rzuciłem to, i w wieku 18 lat przez rok pracowałem w kopalni. Ale kopalnię też rzuciłem, nie chciałem zapaść na pylicę- opowiada. Do szkoły aktorskiej w Warszawie przyjął go sam Zelwerowicz. Na roku obok Pieczki -Mieczysław Czechowicz, Zdzisław Leśniak i Wiesław Gołas. Ich przyjaźń zrodziła się w akademiku przy placu Narutowicza, gdzie mieszkali razem.

Gustlik, Grigorij i Czereśniak po latach - na benefisie Wiesława Gołasa, przyjaciela od czasu studiów.

Kiedy szli do kościoła, wymienili się wspólnym garniturem … -Byliśmy odchylonymi od normy szajbusami- wspomina ze wzruszeniem aktor. Z Gołasem pojechali po studiach do teatru w Jeleniej Górze. – Przed wyjazdem poznałem w Warszawie moją przyszłą żonę. Ja , syn górnika, ożeniłem się z córką górnika. Jej rodzice wyemigrowali, urodziła się we Francji. Na UW studiowała dziennikarstwo. Pobraliśmy się w Jeleniej Górze, ale gdy przeniosłem się do teatru w Nowej Hucie, żona przeniosła się na Jagielloński na romanistykę. Po studiach była tam asystentką- opowiadał. Przeżyli razem pół wieku . Pani Henryka zmarła pół roku przed rocznicą Złotych Godów. – Po tak długim wspólnym życiu to kataklizm. Żona była młodsza o pięć lat, a odeszła pierwsza, choć to ja chciałem umrzeć pierwszy- wspomina ze wzruszeniem. W świadomości większości widzów Franciszek Pieczka na zawsze pozostanie plutonowym Jeleniem z serialu „Czterej pancerni i pies”. -Ja się nie wstydzę udziału w tym serialu. To była ciężka robota. Wziąłem półtora roku urlopu ze Starego Teatru w Krakowie, ale praca nad serialem trwała trzy lata, stale dymy, wybuchy, bieganie, poligon. To był film wojenny i przygodowy. Nie czuję, żebym deprawował politycznie młodzież. W tych czasach serialu o Armii Andersa zrobić się nie dało. Popularność „Pancernych” nigdy nie obróciła się przeciwko mnie . Zagrałem później mnóstwo postaci, które z temperamentem i osobowością Gustlika nie miały nic wspólnego- przekonuje.

Spotkanie po latach z Lilianą Komorowską, z którą zagrał w "Austerii" Jerzego Kawelerowicza.

Rzeczywiście, tak naprawdę legendę tego wybitnego aktora budują jego znakomite role wszelkich „innych”, w których chętnie był obsadzany tak w teatrze jak i filmie. Ta inność jest znakiem szczególnym artystycznej biografii Franciszka Pieczki. Już na początku swej kariery zagrał upośledzonego umysłowo Lenniego Smalla w „Myszach i ludziach” Steinbecka w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Potem były co najmniej dwie wybitne role outsiderów: tytułowy Woyzeck w głośnej inscenizacji Konrada Swinarskiego w krakowskim Starym Teatrze i Bromden w „Locie nad kukułczym gniazdem” w stołecznym Teatrze Powszechnym. Z tą ostatnią sceną Franciszek Pieczka był związany przez 40 lat. W "Rękopisie znalezionym w Saragossie" Hasa gra obłąkanego Paszeko.

Nagrodzony Orłem, Polską Nagrodą Filmową.

Ale najgłośniejszym filmowym odmieńcem Pieczki był tytułowy bohater „Żywota Mateusza” Witolda Leszczyńskiego. -Mateusz to mężczyzna o duszy dziecka, nie potrafi stawić czoła światu. Przez ludzi jest traktowany jak półgłówek. Mieszka z siostrą nad jeziorem, utrzymują się ze sprzedaży swetrów robionych przez Olgę. Ale kiedy w niej zakochuje się drwal, Mateusz jest zagubiony i wybiera śmierć. Pamiętam, że jak na owe czasy mieliśmy cieplarniane warunki, kręciliśmy odcięci od świata nad jeziorem Wigry. Ale przeżyłem tam osobisty dramat, bo kiedy zmarła moja matka, szukali mnie przez radio, a ja nic nie wiedziałem i spóźniłem się na pogrzeb- tak wspominał ten czas. Janusz Zaorski rolę Mateusza Pieczki uważa za jedną z najwybitniejszych w polskim kinie.

Franciszek Pieczka, Jan Jakub Kolski i Grazyna Błęcka -Kolska. Często pracowali razem.

Wiele lat po tamtej premierze Franciszek Pieczka staje się ikoną pełnego magii filmowego świata Jana Jakuba Kolskiego , w którym rytm życia i śmierci regulują prawa przyrody. Począwszy od tytułowej roli w „Jańciu Wodniku”, aktor zagrał u Kolskiego aż w ośmiu filmach. - Janka poznałem na planie „Pancernych”, miał dziewięć lat, był synem znajomego montażysty. Spytałem, kim w przyszłości chce zostać. Powiedział, że reżyserem i obiecał, że zatrudni mnie do swojego filmu. Po 20 latach zjawił się i oznajmił, że ma zamiar dotrzymać obietnicy. Dla mnie najważniejsze było to, że w ten sam sposób patrzymy na świat. Najpierw patrzymy, a dopiero z tego patrzenia, z tego zachwytu przychodzi zrozumienie- tłumaczył. W twórczości Franciszka Pieczki odbicie znajdował także jego śląski rodowód. - Ślązakiem zostanę na zawsze i na zawsze zapamiętam widok z okna w moim rodzinnym Godowie. Dorastałem na pograniczu kultur :niemieckiej, polskiej i czeskiej. Moja matka była Polką z czeskiej strony. Do Raciborza, gdzie przed wojną biegła granica, było od nas zaledwie 20 kilometrów. Ojciec był powstańcem śląskim, a jego rodzony brat walczył po przeciwnej stronie. Na szczęście nie musieli do siebie strzelać. Kiedy w 1939 wkroczyli Niemcy, Śląsk włączono do Reichu. Gdybym był starszy o 20 dni, to tak, jak mój kolega wylądowałbym w Wermachcie - opowiadał .

Z Ewą Serwą na jubileuszu powieści radiowej "W Jezioranach", gdzie aktor gra jedną z głównych ról od ponad pół wieku!

Zawikłane losy ludzi wywodzących się z małych społeczności, mniejszości etnicznych i religijnych aktor przedstawiał w rolach filmowych, które przeszły do historii polskiego kina: Sierszy w „Perle w koronie” Kutza, nuworyszowskiego niemieckiego fabrykanta w „Ziemi obiecanej „ Wajdy i żydowskiego karczmarza w „Austerii” Kawalerowicza. Obecnie mieszka pod Warszawą, w dużym domu z synem Piotrem, synową, wnukami i wnuczką. Często odwiedza też córkę Ilonę, która ma swój pensjonat nad morzem. -– Lubię patrzeć na bezkresne morze-wzdycha. Między córką a synem pana Franciszka jest 16 lat różnicy, nic dziwnego, że jej dzieci uczyniły aktora pradziadkiem. Czuje się potrzebny rodzinie, ale nie chciałby jeszcze rezygnować z grania. – Jest to zawód, który tak wciąga emocjonalnie, że trudno odejść. I jednocześnie jest to swego rodzaju psychoterapią, bo można zapomnieć o wszystkich sprawach, które człowieka gniotą w życiu. Powiedziałem kiedyś , że wtedy zrezygnuję z aktorstwa, kiedy szare komórki odmówią posłuszeństwa, a w stawach będzie tak skrzypieć, że mikrofony będą to wyłapywały- mówi żartobliwie.

Jest w doskonałej formie, zawsze elegancki i z poczuciem humoru.

Lecz zaraz dodaje: Nie jest jednak tak, że ja biorę wszystko. Jeśli widzę, że coś nie jest po mojej myśli i nie zgadza się z moim postrzeganiem świata, to rezygnuję. I nie jestem z tych, co się łokciami rozpychają. W ostatnim czasie aktorowi doskwiera przymusowe siedzenie w domu, ale nie czuje się samotny. -Mam wielkie szczęście. Mieszkam u syna i mam swoje pokoje. Opiekuje się mną cudowna synowa, która jest pielęgniarką i bardzo dba o moje zdrowie i samopoczucie. A mój wnuk robi mi zakupy. Tęsknię za graniem. Były propozycje, ale w tej sytuacji, jaka jest, to ja się nie zajmę niczym, bo łatwo się zarazić. Niech to wszystko się uspokoi- wyznaje dostojny jubilat. Gratulujemy energii , życzymy dużo zdrowia i wielu kolejnych, wspaniałych ról!

Wśród wielu nagród jest też SuperWiktor za całokształt twórczości, ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Zobacz również

Wszystkie gorące tematy zebrane w jednym miejscu