Wróć

27 września 2020

Elżbieta Starostecka.Nie chciała w kółko umierać z miłości!

Za kilka dni będzie obchodziła kolejne urodziny, ale czas obchodzi się z nią tak łaskawie, iż trudno uwierzyć, że od jej debiutu minęło 55 lat! Czuje się spełniona i nie tęskni za błyskiem fleszy, ale gdyby dostała interesującą propozycję, nie powiedziałaby „nie”. Wciąż otrzymuje sygnały, że po tym jak nagle zniknęła z ekranów, widzowie nadal za nią tęsknią.

Początek sierpnia 1976 roku. Na dziedzińcu i w pałacowych wnętrzach zamku w Łańcucie nieopisany ruch. Megafony wzywają do ciszy. Rozlega się „ Trędowata, klaps”! Rozpoczyna się ujęcie. Przy dużym francuskim oknie biały fortepian, przy nim Stefcia -Elżbieta Starostecka-śpiewa pieśń do słów Mickiewicza i muzyki Kilara- „Precz z moich oczu”. Delikatna i liryczna. Wchodzi ordynat Waldemar Michorowski w osobie Leszka Teleszyńskiego i zachwyconym wzrokiem patrzy na dziewczynę. Rozmawiają… Koniec ujęcia, chwila przerwy. Reżyser wygrzebuje się spod fortepianu, gdzie wymościł sobie stanowisko i napomina garderobianą, by natychmiast jechała do szewca po buty dla ordynata, który tymczasem gra w amerykańskim planie w prywatnych adidasach. Elżbieta Starostecka korzystając z zamieszania odchodzi na bok, by zamienić parę słów z kimś, kto również obserwuje ją z zachwytem.To kompozytor Włodzimierz Korcz, który nie po raz pierwszy towarzyszy żonie na planie. Ale przerwa jest krótka, gdyż ekipa „Trędowatej” uwija się jak w ukropie.

Czas obchodzi się z aktorką wyjątkowo łaskawie.

Premiera filmu zapowiedziana jest już na jesień. I oczekiwana z niecierpliwością. Bo choć powieść Heleny Mniszkówny, przez krytykę była oceniana surowo, wciąż cieszyła się popularnością. Doczekała się wielu adaptacji teatralnych i trzech filmowych. Tą ostatnią zajął się sam mistrz Jerzy Hoffman, toteż od początku wzbudzała ogromne emocje. Szał zmysłów głównych bohaterów, piękne wnętrza odrestaurowanego po wojnie pałacu w Łańcucie, niezwykła muzyka i plejada gwiazd - z góry zapowiadały sukces. I rzeczywiście, by obejrzeć historię miłości ordynata i guwernantki do kin ciągnęły tłumy. W rolach głównych Leszek Teleszyński i uwielbiana przez publiczność Elżbieta Starostecka. Nie wyobrażano sobie, by Stefcię Rudecką mógł zagrać ktoś inny. Piękna plutonowa z "Rzeczpospolitej babskiej", baronowa Dalska z „Lalki”, prześliczna tancerka z "Jak rozpętałem II wojnę światową", dała się pokochać widzom przede wszystkim jako Anna z ” Czarnych chmur”, zachwycała też jako Teresa Ostrzeńska w „Nocach i dniach”. Była idealną kandydatką do roli Stefci, jednak chyba nawet ona nie przypuszczała, że kreacja ta przesłoni jej wcześniejsze i późniejsze dokonania. Wahała się, czy przyjąć tę rolę. - Miałam obawy, bo to nie moja literatura. Gdy były zdjęcia próbne, przechodziłam operację zatok, ale zaczekano na mnie-wspomina. I gdy wydawało się, że po wielkim sukcesie filmu Hoffmana dopiero zacznie grać na dobre, zniknęła z ekranów i długo kazała na siebie czekać.

Rzadko pokazuje się publicznie. Tu ze Zbigniewem Wodeckim, Małgorzatą Domagalik i Aleksandrą Justą.

Od jej ostatniej roli w niemieckim filmie „Hotel Polanów i jego goście” do roli matki Maksa granego przez Pawła Małaszyńskiego w popularnych „Lekarzach” minęło równo 30 lat! Co sprawiło, że przez tyle czasu jej talent mogli podziwiać jedynie teatromani, którzy odwiedzali stołeczny teatr „Ateneum”? - W pewnym momencie zdecydowałam, że jestem w domu, a nie wyjeżdżam do filmu na przykład na trzy lata. To nie było poświęcenie, chciałam mieć czas dla rodziny. Wolę spokojne życie niż sławę. Zresztą po roli Stefci Rudeckiej nic ciekawego mi nie zaproponowano. A ja byłam już w tym okresie, kiedy zaczynałam zastanawiać się nad propozycjami, z wielu po prostu nie skorzystałam- wyznała aktorka. Nie chciała już grać naiwnych panienek, które umieją tylko kochać i umierać z miłości. Teatr dawał jej większą szansę zaprezentowania swego talentu. Spotkała też, jak mówi, ordynata na całe życie i dbała o to, by jemu i dzieciom zorganizować ciepły, bezpieczny dom. Włodzimierz Korcz, autor przebojów Edyty Geppert, Danuty Rinn, a przede wszystkim Alicji Majewskiej, pisał również muzykę filmową. Między innymi do kultowego serialu "07 zgłoś się". Poznali się w Łodzi, gdzie oboje studiowali. - W tamtym czasie w klubie "Pod Siódemkami" powstawał "Kabaret starej piosenki", a w szkole aktorskiej studencki kabaret objazdowy. Do jednego i drugiego została zaproszona ona i Włodzimierz Korcz.- Razem z próby na próbę. W nocy on odprowadzał mnie do domu. Często staliśmy pod drzwiami do świtu- wspomina aktorka. Gdy przenieśli się do Warszawy, byli już małżeństwem.

W czasach wielkiej popularnosci aktorki na jej męża, Włodzimierza Korcza mówiono "pan Starostecki"

Jej kariera potoczyła się błyskawicznie. - Jeżeli są w małżeństwie dwa zawody artystyczne, to podobno zawsze musi być jakaś konkurencyjność . Ja nigdy w życiu nie miałem problemu z tym, że przez wiele lat moja żona była jedną z najbardziej znanych aktorek w kraju, a o mnie nikt nie wiedział. Po prostu pracowałem po cichu i robiłem to co trzeba, ale nie przynosiło to ani sławy, ani specjalnych pieniędzy. Wiele lat funkcjonowałem jako pan Starostecki-wyznaje kompozytor. Jednak kiedy odwoził żonę na plan „Trędowatej” a potem po nią przyjeżdżał - nie brakowało głosów, że jest o żonę bardzo zazdrosny. Ona tłumaczyła, iż nie ma powodu, bo ich związek opiera się na zaufaniu . Była po prostu tak zajęta, że chcieli choć w ten sposób złapać trochę wspólnych chwil…. Nie wiadomo kiedy, role się odwróciły. To Włodzimierz Korcz stał się bardziej popularny, bo każdy jego utwór w wykonaniu Alicji Majewskiej stawał się wielkim przebojem. Od ponad 30 lat tworzą nierozerwalny duet. Alicja Majewska nazywa go „ muzycznym mężem” i śpiewa wyłącznie jego kompozycje. I wciąż oboje muszą tłumaczyć ludziom, że prywatnie- nie są małżeństwem.

Włodzimierz Korcz tworzy z Alicją Majewską nierozerwalny muzyczny duet, co sprzyja plotkom.

Elżbieta Starostecka, która spędziła z Włodzimierzem Korczem niemal pół wieku , nie tylko w środowisku wzbudza ogromny podziw . Rzadko która kobieta zniosłaby taką silną więź i przyjaźń swego męża z inną kobietą. Tym bardziej, że odkąd w latach 80-tych Alicja Majewska została wdową, nigdy ponownie nie wyszła za mąż, nigdy też nie widziano jej z innym mężczyzną, poza… Włodzimierzem Korczem! Ona na scenie, on przy fortepianie. Razem na koncertach, nagraniach, w trasach bliższych i dalszych , w dalekich zagranicznych tournee.

W trasach spedzają ze sobą mnóstwo czasu.

A przecież Elżbieta Starostecka już w szkole teatralnej wyróżniała się nie tylko urodą, ale też lirycznym mezzosopranem. Spodziewano się, że zdolny kompozytor właśnie dla swojej żony będzie tworzył najwięcej. Stołeczny Teatr Rozmaitości, z którym była wówczas związana wystawiał sporo muzycznych pozycji i wtedy zawsze śpiewała duże role, a nawet partie wokalne. Chętnie śpiewała w radio i telewizji. I nie kryła, że bardzo to lubi. Ale Włodzimierz Korcz był dla niej surowy. - Mój mąż tak za bardzo nie daje mi pośpiewać, bo zawsze według niego jest to nie tak jak należy. Chyba jest bardziej wymagający wobec mnie, niż wobec obcych osób. Postanowiliśmy , że nie będziemy wzajemnie wpływali na swoje zainteresowania, gdyż czujemy się na siłach kontynuować je osobno- tłumaczyła w wywiadach.

Elżbieta Starostecka lubi śpiewać, nagrała kilka przebojów, ale mąż ocenia ją w tej kwestii surowo.

Ona miała swój teatr. Stałe godziny prób i spektakli. On, jak to estradowiec- wciąż był w podróży. Zauważano , iż przebój wyśpiewany przez Alicję Majewską , że „męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać”, skomponowany przez jej małżonka był skrojony jakby specjalnie na jej miarę. Elżbieta Starostecka zapewnia jednak, że nigdy nie czuła się przez to nieszczęśliwa, nie tęskniła za błyskiem fleszy i nie była o męża zazdrosna. Bo po prostu mu ufa. Trudno sobie wyobrazić tę eteryczną kobietkę na budowie, ale tak! To ona doglądała budowy ich wymarzonego domu na warszawskim Żoliborzu. Zdobyczne materiały budowlane szybko okazały się nietrwałe i po zakończeniu budowy wkrótce nastąpił remont, który również spadł na głowę aktorki. Małżonek był już w tym czasie bardzo zapracowany, a co za tym idzie wiecznie nieobecny. A nawet jak jest w domu, to jak zauważa -Niczego bym w życiu nie osiągnął, gdybym nie miał miejsca, do którego wracam i żony, która jest zawsze- mówi kompozytor. Daleko mu do spokojnego życia emeryta.

Za to w sprawach domowych poddaje się jej bez reszty...

Czy Elżbieta Starostecka zatęskni jeszcze za filmem? Syn Kamil i córka Anna są dorośli. Choć zawsze są w pobliżu, mają już swoje życie. Aktorka wciąż wygląda wspaniale i jest w znakomitej formie.- Żyję bardzo czynnie, nie palę, nie piję, a przede wszystkim potrafię cieszyć się tym, co dobrego przyniesie mi los. Naprawdę aktor nigdy nie jest na emeryturze, może mieć sto lat i otrzymać propozycję zagrania wielkiej roli. Gdyby tak się stało, chętnie się podejmę-zapewnia.

Spotkanie aktorów z okazji 40-lecia kultowych "Nocy i dni" z reżyserem filmu, Jerzym Antczakiem.

Zobacz również

Wszystkie gorące tematy zebrane w jednym miejscu